Pułapki cywilizacji

„PUŁAPKI CYWILIZACJI-CZYLI NIEZBAWIENNY WPŁYW POSTĘPU I TECHNIKI NA CZŁOWIEKA”.

 

Z pewnością wielu ludzi związanych ściśle z nauką, postępem i rozwojem gospodarczym po przeczytaniu tego artykułu ostro zaoponuje, ale pozwolę sobie i tak przedstawić moją skromną opinię na ten temat i przytoczyć kilka jak dla mnie zastanawiających przykładów.

Oczywiście większość z nas zdaje sobie z tego sprawę, że w środowisku naturalnym od zawsze zachodzą pewne procesy chemiczne, fizyczne i biologiczne, które mają istotny wpływ na to, jak kształtuje się i zmienia nasza planeta. Jednak mało kto zdaje sobie z tego sprawę, że od niedawna, kiedy w ten proces włączył się czynnie człowiek te zmiany następują coraz szybciej, gwałtowniej i niekiedy przynoszą dość tragiczne efekty. Owszem, postęp cywilizacji wniósł sporo zmian, niestety tak samo dobrych jak i tych złych.

Wiele zmian zostało niejako wymuszonych i zainicjowanych nagłym wzrostem naszej populacji. Ludzie za wszelką cenę starają się udoskonalić pewne dogodności, szukają nowych rozwiązań i nowinek w dziedzinach związanych z pozyskiwaniem energii, żywności oraz ze stworzeniem odpowiednich warunków, zarówno dla przemysłu jak i dla „pomieszczenia” całej populacji, która rozrasta się w dość dużym tempie. W tej chwili wszystkie te gałęzie postępu, techniki i nauki tak bardzo skupiają się na realizacji wyznaczonych celów, że powoli zaczynają zapominać, że środowisko naturalne, które pierwotnie było dla człowieka bardzo istotnym elementem egzystencji ma pewne możliwości samo odbudowy i regulacji, ale powoli zaczyna tracić tą zdolność i to z winy ingerencji człowieka.

Nie ma sensu przytaczać licznych przykładów na poparcie powyższej tezy. Jedno jest ważne, czas się na chwilę zatrzymać i przyjąć do świadomości starą prawdę: „przyroda będzie potrafiła istnieć bez człowieka, ale człowiek wbrew swojemu zadufaniu i zarozumiałości na dłuższą metę nie poradzi sobie bez przyrody”…

 

Zatracanie instynktu oraz pierwotnych mechanizmów obronnych.

 

Człowiek przez lata żyjąc w środowisku naturalnym wytworzył jak i inne żywe organizmy pewne systemy obronne, posiadał instynkt, który nim kierował i pomagał ustrzec się przed wieloma zagrożeniami. Z czasem, pod wpływem zmiany pewnych nawyków i poprzez znaczne ograniczenie kontaktu z przyrodą i naturalnym środowiskiem człowiek zaczął tracić pewne możliwości. Dawniej, było to zauważalne szczególnie w przypadku ludzi, którzy żyli w większych skupiskach. Jeszcze niedawno ludzie żyjący na odludziu lub też w regionach mało dostępnych dla cywilizacji posiadali ogromny dar, umożliwiający im przetrwać w surowych warunkach. Jednocześnie pomimo większego zagrożenia, gorszych warunków braku „luksusu” okazało się, że to właśnie ludzi żyjący w dość ascetycznych warunkach zachowują zdrowie, jasność umysłu, omijają ich choroby cywilizacji i żyją szczęśliwie i radośnie o wiele dłużej niż jednostki, które opływają w dobrodziejstwa współczesnego świata. Teraz paradoksalnie staje się to dla wielu „naukowców” jasne, że nauka i postęp są także niestety jednym z większych zagrożeń dla ludzkości, ale machina jest już tak rozpędzona i stoją za nią tak wielkie i wpływowe jednostki i instytucje, że nie pozwolą na wstrzymanie tak dochodowego procesu.

 

Wpływ otoczenia na człowieka.

 

Ludzie z czasem przyzwyczaili się do wygody. Myślę, że bez poważnej motywacji lub też bodźca zewnętrznego większość uznała by za głupotę rezygnacje z tych wszystkich „dobrodziejstw” i stwierdziła, że lepiej mieszkać w ciepłym, wygodnym, samoobsługowym apartamencie niż w chatce na pustkowiu. Dlaczego kobieta ma się „urabiać” w polu sadząc marchewkę, skoro kupi ją w sklepie? Po co piec chleb, skoro w markecie jest od rana „ciepły bochenek” itd. Itp. Ludzie nie mają świadomości pewnych zagrożeń, bo system jest tak dobrze skonstruowany, że potrafił przez lata wyrobić w ludziach ogromne zaufanie i wiarę w jego intencje. Mnie osobiście bardzo oburza reklamowanie np. „zdrowych Fast foodów” dla dzieci, bo wiem że jest to prosta droga do nowotworów i wielu innych chorób. Jednak z przerażeniem widzę, że wiele „nowoczesnych matek” chętnie usprawiedliwi się taką reklamą i karmi swój „skarb” od małego „czystą, zdrową chemią”. Tyle, że kiedy dziecko trafia z ciężką chorobą do szpitala to nie ma ona świadomości i poczucia swojej winy, bo przecież „nic złego nie robiła”. Niestety, jestem innego zdania i cieszy mnie fakt, że spotykam wielu ludzi o podobnych poglądach. Część z nich dostała „olśnienia” w chwilach dość traumatycznych ale postanowiła zawalczyć o siebie i udało im się, więc jest to jakaś drogą…

 

Do czego jest nam potrzebny kontakt z naturą?

Z pewnością dla wielu osób mieszkających w miastach ten kontakt to kwiatek w doniczce lub ewentualnie spacer po zatłoczonym parku lub niedzielny wypad do lasu. Niestety, ale w obecnych czasach wiele osób nie tylko nie czuje potrzeby takiej bliskości ale jeszcze zaczyna czuć w jej otoczeniu dyskomfort i lęk przed zbliżeniem. Zaczyna się to już w młodości, bo po co jechać do babci na wieś, skoro lepiej z rodzicami do kurortu? Może i „atrakcyjniej”, ale czy żyjąc przez wiele miesięcy w środowisku pełnym wielu intensywnych, niejednokrotnie szkodliwych i drażniących czynników zewnętrznych jesteśmy w stanie wypocząć i zregenerować siły w kolejnym skupisku ludzi? Owszem, ciężko się potem „pochwalić” koleżance w pracy, jeśli nie przywieziemy jakiegoś egzotycznego gadżetu i pliku zdjęć. Tyle, że zastanówmy się, czy ten wyjazd miał nam pomóc odzyskać siły i spokój, czy też był robiony „pod publikę”?

 Niestety, ale w wielu przypadkach ludzie nie potrafią już wypoczywać i dbać o zachowanie równowagi swojego organizmu, psychiki i ducha. Z tego powodu bierze się wiele chorób, które ładnie nazwano „chorobą cywilizacyjną”, koncerny produkują z uciechą kolejne „cudowne środki” na depresje, wrzody itd. Tyle, że skoro jest to CHOROBA CYWILIZACYJNA to mądry człowiek powinien dojść do wniosku, że skoro szkodzi mu jakiś element „dobrodziejstwa cywilizacji”, to czas z niego zrezygnować albo zmodyfikować go.

Ja zdaję sobie sprawę, że mało jest osób, które mogą sobie pozwolić na zamieszkanie w głuszy i na życie z plonów własnych rąk. Jednak, w każdej sytuacji można odbudować pewne relacje, trzeba tylko być tego świadomym, mieć plan działania i dążyć do jego realizacji. Zacząć można od małych kroczków, ale może warto od podstaw? Może, zamiast spaceru po markecie z maluchem zabrać dziecko w zaciszne i spokojne miejsce? Może pomóc mu zrozumieć pewne prawa natury, uświadomić od małego, że przyroda ma takie same prawa i jeśli ją dobrze potraktujemy, to stanie się naszym „partnerem” a często też pomocnikiem?

Wiem, że dla wielu osób to „bujdy”, ale czy próbowaliście „porozmawiać” np. z roślinami” Czy próbowaliście wyczuć pozytywną energię jaka emanuje od większości roślin? Jak często chodzicie boso po trawie, przytulacie się do drzew, rozmawiacie z napotkaną pszczołą? Dawniej ludzie wierzyli, że każda roślina i przedmiot mają duszę, więc mają też pewną świadomość, moc sprawczą i można z nimi nawiązać kontakt. Owszem, nie każda jednostka ma taką samą wrażliwość i nie każdy będzie potrafił od razu nawiązać kontakt, jednak skoro przyroda potrafi reagować na naszą postawę, podejście i nastrój to może czas reagować na sygnały jakie ona wysyła do każdego z nas.

Moi znajomi dziwią się, że rośliny jakie hoduję są piękne, okazałe i potrafią pomimo suszy przetrwać w imponującym stanie. Mnie to nie dziwi i nie ma tutaj mowy o magii, po prostu traktuję je jak jednostki równorzędne i staram się reagować na ich potrzeby i sugestie. Owszem, jeśli potrzebuję ziół to tłumaczę im dlaczego muszę je zerwać, ale też zadbam o to, żeby ich nie zdewastować, mają wszystko czego potrzebują, rozmawiam z nimi i wiem, że rozumiemy się dobrze.

To samo dotyczy naszych „gości”, których mamy całe mnóstwo. Przylatuje cała gromadka pszczół, wabionych ziołami i kwiatami. Są miłe, nie narzucają się nam a w podzięce przegoniły z okolicy wszystkie osy, które przez pewien okres były utrapieniem. Tak więc, po co mam zabijać czy przeganiać stworzenia, skoro można z nimi nawiązać nić porozumienia?

 

Pułapki cywilizacji…

 

Życie w zaśmieconym środowisku, pełnym toksyn, zanieczyszczonego powietrza i nieciekawej energii, płynącej zarówno od ludzi jak i od sprzętu powoduje, że ludzie zaczynają tracić czujność, zdrowy rozsądek i zaczynają żyć w świecie, jaki potentaci starają im się przedstawić. Niestety, motywacje wielu takich jednostek czy też firm nie są szlachetne a „jak nie wiadomo o co chodzi, to zazwyczaj chodzi o pieniądze”. Tutaj ta stara prawda też ma zastosowanie. Przykład? Jest ich wiele. Począwszy od koncernów farmaceutycznych, które szprycują ludzi wieloma środkami, które często wywołują wiele szkód, poprzez firmy przemysłowe, karmiące dzieci „zdrową” parówką bez wkładu mięsnego, za to nafaszerowaną chemią.

 Niestety, ale namnożyło się też wiele innych grup, które uznały że można zarobić „lekko i przyjemnie” na ludzkiej naiwności, niewiedzy i  chęci szybkiego wzbogacenia się lub osiągnięcia „sukcesu” drogą „na skróty”. To trochę tak, jak z firmami kosmetycznymi, które prześcigają się w tworzeniu „cudownych” środków, które dają 100% skuteczności. Tyle, że nawet nasze babki wiedziały, że nie to czym się posmarujesz a to jak zjesz, wypoczniesz i jakie masz nastawienie do siebie, świata i ludzi ma największy wpływ na nasz wygląd, zdrowie i samopoczucie.

Niestety, większym zagrożeniem są grupy ludzi, którzy starają się za wszelką cenę przekonać innych o swojej wyjątkowości, wręcz „boskości” i możliwości nieograniczonej ingerencji oraz wprowadzania zmian zarówno na poziomie materialnym jak i energetycznym. Wielokrotnie pytano mnie, dlaczego nie chcę zorganizować „kursu” o tej czy innej tematyce. Tłumaczę, że nie jestem zwolennikiem takich „spędów”, bo jeśli coś komuś dają takie „nauki”, to głównie spory zastrzyk gotówki organizatorom. Mnożą się kursy, robione przez ludzi bez jakichkolwiek podstaw i wiedzy, bo uważają że „chcieć to móc”. W tej dziedzinie tak niestety nie jest.

Może przedstawię o co chodzi na przykładzie szamanizmu. Od zawsze wioska miała jednego szamana, który przygotowywał swojego następcę. Nikomu, nawet wodzowi nie przyszło na myśl by „bawić się” magią, bo wiedział że potrzebna jest tutaj nie tylko wiedza i doświadczenie ale pewne predyspozycje, które nie są dane każdemu. W czasach obecnych „dziewczynki”, które naoglądały się bajek o wróżkach i czarownicach uznają, że kupią książeczkę „różdżkę i kociołek” i już będą mogły rzucać uroki, robić laleczki itd. Itp. Szczęście, jak nie uda im się nic zmajstrować, ale czasami trafiają do mnie z płaczem takie „kwiatki”, które trafiło „odbicie”, bo np. miały jakieś obciążenie.

To samo dotyczy „kursów magicznych i ezoterycznych”, które są teraz tak modne. Bawi mnie opowieść, że ktoś po dwudniowym „spędzie” uważa się za „egzorcystę, bioenergoterapeutę, jasnowidza, rytualistę” itd. Niestety, ale ludzie Ci nie mają podstaw a sięgają często do działań, które później przynoszą przykre konsekwencje.

Pomijając fakt, że nikt kto PROFESJONALNIE I FACHOWO zajmuje się działaniami magicznymi czy też energetycznymi, choćby w ramach zasad „bhp” nie będzie rozpowszechniał osobom nie przygotowanym i nie odpowiednim prawdziwej, fachowej wiedzy, to jak trzeba być naiwnym czy też zarozumiałym, żeby uznać że takie „szkolenia” wniosą coś, poza pustką w portfelu i mętlikiem w głowie.

W gorszej „wersji”, niektórzy kursanci trafiają na cwanych manipulantów, którzy majstrują przy ich energetyce, ściągają zabezpieczenia czy też po prostu „niewolą” i wcielają do „grupy”, która jest po prostu sektą pod przykrywką „rozwoju duchowego”.

Reasumując, owszem każdy, kto ma potencjał i chce rozwijać swoje możliwości może to robić. Droga do takiej wiedzy jest długa, wyboista, wymaga poświęcenia, samozaparcia i dobrego mistrza, który pokieruje i pomoże w nauce. Nie jest jednak prawdą, że „każdy ma moc” , lub że w ciągu 2 dniowego kursu dla 30 osób ktoś jest w stanie nauczyć wszystkich CZEGOKOLWIEK, no może poza myśleniem na przyszłość, że trzeba rozważniej inwestować pieniądze w naukę, szczególnie w tym temacie…

 


„Oczyszczanie”- nie mylić z kąpielą 

 

Od zarania dziejów ludzie różnych kultur i na wszystkich kontynentach korzystali z dobrodziejstw rytuałów oczyszczających. Różniły się one w szczegółach, ale wszystkie w zasadzie opierały się na tych samych podstawach i założeniach. Ich przeznaczenie i celowość są złożone. Od zawsze tego typu rytuały były traktowane z należytą powagą, wykonywano je zgodnie z wieloletnią tradycją i poza pozornym aspektem duchowym miały głębsze znaczenie. Miały za zadanie oczyścić ducha umysł i ciało oraz często otoczenie osoby która poddawana była oczyszczeniu.

W dzisiejszych czasach higiena i dbałość o wygląd są na wyższym poziomie niż przed laty, jednak skupiamy się często na oczyszczeniu „powłoki zewnętrznej” zapominając o ogólnej czystości a jest to ważne dla każdego człowieka. Nie będę tutaj robił wykładu na temat historii rytuału oczyszczającego, bo podstawy są podobne pomimo różnic kulturowych i gdyby współczesny człowiek był ich świadomy i potrafił je stosować świadomie i cyklicznie, to uniknął by z pewnością wielu przykrych dolegliwości.

 

Ludzie z rozwojem „postępu” zaczęli zatracać pewne ważne nawyki i zapominać o pewnych odwiecznych praktykach. Przyczyn takiego stanu jest wiele i z pewnością ludzie zamieszkujący tereny bardzo „rozwinięte” gospodarczo i społecznie są jak na ironię najmniej uświadomieni w tej tematyce.

Kolejny problem, to nieświadomość pewnych zagrożeń i następstw życia w takim a nie innym świecie. Większość społeczeństwa jest wręcz zmuszona do życia w środowisku, które bombarduje na co dzień wieloma niezbyt przyjaznymi i przyjemnymi bodźcami. Życie codzienne jest pełne stresu, nerwów, wymaga szybkich reakcji i egzystowania w środowisku ani zdrowym ani też przyjaznym dla człowieka. Pełno chemii, zanieczyszczeń, brak odpowiedniej ilości czasu i warunków na regenerację sił fizycznych i psychicznych powoduje, że Wasze życie zaczyna przypominać egzystencje „robota”, który działa bez zastanowienia i nie odbiera sygnałów ostrzegawczych, jakie często wysyła ich własny organizm.

 Przykładem może być tutaj reakcja na ból. Od zarania dziejów mądrzy znachorzy i szamani uważali, że ból jest „przyjacielem człowieka”. Dzięki niemu organizm daje znać, że została zaburzona równowaga, że dzieje się coś niepokojącego i trzeba się tym jak najszybciej zająć. Czym większy ból, tym szybsza powinna być reakcja. We współczesnym świecie koncerny wpajają ludziom wiedzę, że wystarczy „połknąć tabletkę” i „wszystko minie”. Ludzie nie zdają sobie z tego sprawy, że przez takie podejście do bólu wielu z nich ponosi bardzo przykre konsekwencje, bo we wczesnej fazie zbagatelizowało zagrożenie o jakim ból chciał nas „poinformować”. Tak więc, jeśli dzieje się coś niepokojącego, to zamiast działać doraźnie warto czasami poświęcić chwilę na znalezienie przyczyny dolegliwości a nie maskować problem środkami, które nie leczą, tylko dają chwilowy komfort psychiczny.

 

Kompleksowy rytuał oczyszczający.

 

Musimy sobie uświadomić, że bez względu co nas skłoniło do skorzystania z rytuału oczyszczającego musi być on wykonany kompleksowo, jeśli ma przynieść oczekiwane efekty. To, że ktoś „pobiega wokół nas” przez pięć minut i pomacha nam rękoma nad głową nie oznacza, że „oczyścił nas”, chociaż jest wielu takich „cudotwórców”. Jeśli mamy mówić o poważnym rytuale, to musi być on przeprowadzony z uwzględnieniem wielu zasad, powinien być starannie przygotowany a osoba która się takiemu zabiegowi poddaje musi być świadoma jego powagi i w pełni wykonywać zalecenia, jakie dostanie. Nie będę tutaj prowadził „szkolenia”, bo przygotowanie samego rytuału jest dość złożone i różni się w zależności od głównej intencji, ale podstawowe zasady są zawsze takie same. Musimy doprowadzić do oczyszczenia na wszystkich poziomach(ciało, umysł i ciało energetyczne), dodatkowo powinniśmy wyrobić u siebie pewne nawyki, które na przyszłość będą zapobiegały podobnym problemom. Przez lata ludzie stosując pewne nie skomplikowane „zabiegi” takie jak okadzania, kąpiele w ziołach, namaszczanie, medytacje, głodówki, posty itd. potrafili zadbać o stan swojego ciała i ducha sto razy lepiej niż współczesny człowiek, który ma pozornie o wiele lepsze warunki do egzystencji.

 

Co pozwala nam uzyskać rytuał oczyszczający?

Wielokrotnie pada to pytanie, więc wytłumaczę to w tym miejscu. Tego typu rytuały mogą być stosowane w różnym celu i będą się od siebie różniły i formą i przebiegiem działania. Generalnie, rytuały wykonujemy w celu usunięcia wszelkich nieciekawych energii, tego co jest przez nas „zbierane” podczas kontaktu z innymi ludźmi, tego co emituje i przesyła do nas otaczający sprzęt, otoczenie i zanieczyszczone przez nas środowisko. Mamy też oczyścić swoje najbliższe otoczenie, zadbać o przywrócenie równowagi naszej psychiki oraz zadbać o ogólny stan naszego organizmu.

Oczywiście, jeśli nie zmienimy pewnych nawyków, to żaden rytuał nie da stałego efektu, ale na szczęście wiele osób, które mogło poczuć zbawienny wpływ takiego działania docenia to i zaczyna dążyć do poprawy swojej egzystencji.

Uprzedzam, że zwykły rytuał „oczyszczający” nie jest w stanie usunąć poważnego obciążenia. Jeśli jednak nasze problemy i piętrzące się kłopoty w życiu są powodowane np. środowiskiem pracy, złorzeczeniem ludzi, zazdrością, zawiścią, złością i naszymi negatywnymi emocjami które kumulujemy zamiast ich się pozbywać, to po odpowiednio przeprowadzonym rytuale na pewno doznamy ulgi.

 

Zapewne zaraz „pobożne wróżki”, które stosują „magię aniołów” zapytają, a co na to kościół? Przecież one oczyszczają „wszystko” przez ich „modlitwy do anioła”, który wg opisu ich stron jest na ich „usługach”. Cóż, drogie „wróżki”, jesteście mało doinformowane bo każda religia stosuje takie rytuały. Co do Waszej (skoro modlicie się do aniołów) religii katolickiej, to czym innym jak nie rytuałem oczyszczającym są: chrzest, post i odpuszczenie win? Swoją drogą, nie ma sensu zasłaniać się kościołem bo to trochę śmieszne. Nie sądzę, żeby ksiądz z ambony polecał korzystanie z „białych wróżek”, nie uwierzę, że któraś  z tych osób biegnąc do kościółka w niedzielę śmie iść do spowiedzi i powiedzieć że jest „dobrą wróżką”, więc darujmy sobie takie dyskusje, bo to nie uczciwe i wprowadza zamęt wśród odbiorców. Nie ma magii „białej i czarnej” a pewne działania czy rytuały są praktykowane przez wiele środowisk i nikt nie ma na nie „monopolu”. Ważne jest zachowanie podstawowych zasad i świadomość celowości działania…