Kwiaty więdną, pies choruje....

Kwiaty więdną, pies choruje, wszystko się psuje-ratunku, nawiedzony dom! Czy aby na pewno?

 

List podobnej treści przyszedł do mnie kilka miesięcy temu. Kobieta prosząca o pomoc była zrównoważona, nie miała tendencji do wyolbrzymiania problemów ale powoli traciła siły i uznała że to ostatnia szansa na zrozumienie przyczyny niepowodzeń, które zaczęły ją nagle nękać dwa lata temu.

W sumie problemy pojawiły się kilka tygodni po wprowadzeniu do nowego mieszkania, które udało jej się kupić w starej kamienicy. Mieszkanie było duże i przestronne, szybko więc urządziła je i zapoznała się z sąsiadami. Z jedną rodziną nawiązała nawet bliższe relacje, byli bardzo mili i starali się pokazać że cieszy ich nowa lokatorka.

Niestety Agnieszka (tak ją będę nazywał), szybko zauważyła, że coś jest nie tak. Pierwszym niepokojącym sygnałem było nagłe więdnięcie ukochanych kwiatów, do których Agnieszka miała zawsze "dobrą rękę". Starała się to zwalić na karb przeprowadzki, ale nawet nowa sąsiadka zauważyła, że "takie piękne były, szkoda że teraz marnieją w oczach".

Kolejne problemy zaczęły się pojawiać z dnia na dzień, dziewczyna traciła energię, źle spała, sprzęty zaczęły się psuć a czarę goryczy przelała nagła i trudna do zdiagnozowania choroba ulubionego psa. Przestał być wesoły, nie miał apetytu, stał się apatyczny trudno go było namówić do spacerów, które kiedyś uwielbiał.

Agnieszka podzieliła się swoimi problemami z ciotką a ta zasugerowała, że może to jakieś działanie duchów lub z domem jest coś nie tak. To zmotywowało dziewczynę do działania, bo faktycznie problemy zaczęły się mnożyć krótko po przeprowadzce do nowego mieszkania. Zaczęła drążyć temat i tak trafiła do mnie. Poprosiłem Amirę o sprawdzenie tego, co się dzieje i o dziwo nie było tam bytu, który mógł by szkodzić. Samo mieszkanie też miało dobry odbiór a dziewczyna była bardzo pozytywnym człowiekiem, który świadomie nie skrzywdził by nikogo. Nie było tam mowy o przekleństwie czy innym obciążeniu.

To, co było niepokojące, przy dziewczynie była silnie wyczuwalna jakaś podła, wyrachowana i źle nastawiona do niej kobieta. Agnieszka nie potrafiła określić kim ona może być, bo przecież stara się żyć z ludźmi w zgodzie. Na ile mogła pomagała każdemu kto ją o to prosił, więc kto mógłby chcieć jej zaszkodzić?

Niestety, sprawa chwilowo utknęła, bo bez podejrzanych do zweryfikowania Amira nie mogła zakończyć analizy a sprawdzanie kilkudziesięciu osób nie wchodziło w grę. Agnieszka miała to przemyśleć i wytypować na spokojnie kilka osób do sprawdzenia.

Z pomocą przyszedł pies, bardzo zrównoważony i pokojowo nastawiony do ludzi. Podczas jednej z wizyt "miłej sąsiadki", kiedy ta zaczęła się zachwycać obrazem Agnieszki wiszącym w pokoju lekko warknął, kiedy Halina (tak nazwijmy sąsiadkę) dotknęła obrazu. Nagle Agnieszka doznała olśnienia, bo jakoś tak się dziwnie składało, że psuło się i chorowało zawsze to, czym zachwycała się sąsiadka. Po jej wizytach pies czuł się  gorzej a sama Agnieszka miała mniej energii i przeważnie traciła siłę do jakichkolwiek działań. Sama sąsiadka coraz częściej odwiedzała dziewczynę, ciągle prosiła o drobne przysługi, których Agnieszka nie potrafiła odmówić przymilnej kobiecie. To, co zastanowiło w tym momencie Agnieszkę, to przez te dwa lata znajomości im bardziej dziewczynie komplikowało się życie i psuły relacje z ludźmi (choćby w pracy), tym bardziej tamtej rodzinie się powodziło.

Agnieszka postanowiła iść tym tropem, przesłała zdjęcia trzech innych znajomych i sąsiadki do sprawdzenia, nie było wątpliwości. To Halina była winna temu, co się działo. Miała pewne możliwości i potrafiła czerpać energię i szczęście z innych. Niestety, Agnieszka sama jej na to pozwoliła, bo pomagając osobie zawistnej, zazdrosnej i podłej z natury otwierała się na jej intencje i to doprowadziło do tego, że tamta przez dwa lata odbierała jej szczęście, dodatkowo   przyciągała swoją zawiścią i zazdrością liczne kłopoty i straty.

Po odcięciu powiązań z "kochaną sąsiadką", pouczeniu Agnieszki jak ma postępować, zapoznaniu jej z zasadami ochrony przed podobnymi problemami i zabezpieczeniu jej fetyszem sytuacja odwróciła się o 180 stopni. Agnieszka zaczęła odzyskiwać stabilizację, kwiaty odżyły a pies nabrał wigoru. Również Agnieszka odzyskała radość życia i zaczęła układać sobie życie. To jednak nie był koniec tej sprawy.

Sąsiadka nagle straciła źródło dochodu i zaczęła mieć różnorakie problemy. Bardzo burzliwie zareagowała na zmianę postawy Agnieszki i coraz częściej naciskała na różnego rodzaju przysługi. Posunęła się nawet do tego, że próbowała naciskać poprzez matkę dziewczyny, która była z natury życzliwym człowiekiem i dała się podejść "na biedulkę". Agnieszka uległa naciskowi ze strony matki i niestety, po raz kolejny okazało się że nie było warto pomagać komuś z natury podłemu.

 Dziewczyna tym razem szybko wyciągnęła odpowiednie wnioski i przy kolejnej prośbie  kategorycznie odmówiła bezinteresownej pomocy. To pomogło ujawnić prawdziwe intencje i charakter kobiety, która powodowana bezsilnością i złością publicznie obrzuciła dziewczynę obelgami,  przy okazji mówiąc wprost czego jej "życzy" i co o niej sądzi. Ten incydent pozwolił na oficjalne zakończenie tej znajomości i odcięcie się od "życzliwych sąsiadów".

Dopiero po tym inni wspólni znajomi zaczęli powtarzać dziewczynie to, co od dawna kobieta mówiła na jej temat. Okazało się, że od początku jawnie jej zazdrościła, złorzeczyła i naśmiewała się z jej dobroci i naiwności. Nikt jednak nie chciał do tej pory tego powtarzać, bo przecież sama Agnieszka pokazywała że się przyjaźnią, więc nie chciano się w to mieszać.

 

Piszę ten artykuł ku przestrodze ludzi z natury łatwowiernych, życzliwych i starających się żyć z każdym w zgodzie. Niestety, tak się nie da i czasami trzeba zapłacić wysoką cenę za "branie ludzi swoją miarą" i "dobre serce".

Kolejna sprawa, nieprawdą jest, że jeśli każdego traktujemy tak, jak sami byśmy chcieli być traktowani to na pewno to do nas "wróci".  Tutaj niestety zasady są inne i warto o tym wiedzieć. Jeśli pomagamy komuś, kto nam złorzeczy, zazdrości lub chce nas wykorzystać to automatycznie otwieramy się na intencje tej osoby. Jeśli dodatkowo ktoś taki ma jakieś możliwości szkodzenia lub wykorzystywania ludzi, to niestety padamy jego ofiarą, bo sami ściągamy naturalną ochronę, jaką posiada większość z nas. Warto mieć to na uwadze, często może to zapobiec wielu problemom i przykrościom.